Info
Suma podjazdów to 10117 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Sierpień1 - 3
- 2015, Lipiec2 - 1
- 2015, Maj1 - 0
- 2014, Maj1 - 1
- 2014, Kwiecień1 - 1
- 2013, Sierpień1 - 0
- 2013, Lipiec4 - 1
- 2013, Czerwiec10 - 4
- 2013, Maj12 - 4
- 2013, Kwiecień13 - 6
- 2013, Marzec10 - 2
- 2013, Luty6 - 0
- 2013, Styczeń11 - 0
- 2012, Sierpień1 - 2
- 2012, Lipiec5 - 11
- 2012, Czerwiec5 - 3
- 2012, Maj8 - 1
- 2012, Kwiecień4 - 3
- 2012, Marzec2 - 0
- 2011, Czerwiec2 - 0
- DST 38.80km
- Czas 01:08
- VAVG 34.24km/h
- Temperatura 9000.0°C
- Sprzęt Fort Sprint
- Aktywność Jazda na rowerze
Tour de Pologne amatorów
Piątek, 7 sierpnia 2015 · dodano: 09.08.2015 | Komentarze 3
130/1668 OPEN
czas 1:08:48
Bardziej z nastawieniem na zwiedzanie wcześniej nieznanych mi zakątków naszego kraju, a w tym przypadku Tatr, wybrałem się na TdPA. W obie strony przyszło mi smażyć się w pociągu, gdyż pisząc chyba do wszystkich osób, które jechały w poprzednich latach z Wrocławia na te zawody, nikt się nie wybierał lub miał już zaklepane miejsca. Z pensjonatem trafiłem w dychę, gdyż za jedną noc wyszło 30 zł, a do naprawdę taniego sklepu miałem o rzut kamieniem, ale wszystko potrzebne na wyścig miałem już zabrane ze sobą. Żałuję, jedynie, że nie zabrałem ze sobą sosu, bo jak zawsze dzień przed startem wcinam kaszę gryczaną z olejem, co jest mieszanką obrzydliwą w smaku, a upał potęgował jedynie doznania. Sos jednak musiałby skapitulować przy takich temperaturach, więc nie było wyjścia. Po niecałych 9 godzinach jazdy najpierw Inter City, a potem Regio na miejscu byłem w czwartek około godziny 21. Potem tylko obowiązkowy prysznic, pociorek i lulki. :-)
Do hotelu Bukovina miałem jakieś 6 km pod górę i nie było potrzeby się spieszyć, bo jedyne co mi pozostało to odebrać numer, pakiet startowy, rozgrzać się, ustawić w wyznaczonej strefie. Po drodze usłyszałem jednak, że zapisało się już ponad 1600 osób,a limit wynosi 1800, więc zwiększyłem tempo. Nie wiem czy osoby, które wcześniej opłaciły TdPA uzyskałyby zwrot pieniędzy w razie braku możliwości otrzymania numeru, ale wolałem tego nie sprawdzać. W otrzymanym pakiecie startowym otrzymałem parę pierdółek, ale najlepiej prezentuje się czapeczka Festiny i koszulka z eventu. Rozgrzewka 30 minutowa przed startem nie była jakoś specjalnie potrzebna, gdyż już o godzinie 9 było gorąco, a wiadomo było,że będzie jeszcze gorzej. Przy wyborze strefy zrobiłem największy błąd tamtego dnia, a mianowicie ustawiłem się przy końcu kolejki licząc na to, że znajdzie się dostateczna liczba ludzi posiadająca nogę zbliżoną do mojej. Z wspomnianej rozgrzewki przyleciałem tuż przed wylotem na trasę VIP-ów, a amatorzy byli mocno stłoczeni. Nie widziałem potrzeby przeciskania się do przodu, jednak jak pokazał czas taka potrzeba była.
Nie mając rozeznania z trasy, a sondując jedynie rezultaty z poprzednich edycji wykalkulowałem, że stać mnie na 1:05:00, skoro dwa lata temu Ryszard Rawski osiągnął podobny czas. Aby przejechać całość z takim wynikiem potrzebowałem jednak kogoś do wspólnego pedałowania, a po kilkuset metrach od startu ostrego z Poronina nikt nawet nie próbować utrzymać mi koła! Wyprzedzanie ludzi na całej trasie przypominało mi grę wideo z lat 90 Road Fighter.
Ja to czerwone auto, a reszta samochodów to kolarze wszelkiej maści, mijani z łatwością. Jedynie nieliczni supermani przelatujący czasem po lewej stronie ekranu, jak również na trasie, to 4 gości z zespołu Mostostal Puławy, którzy objeżdżali mnie w sposób zdecydowany. W żaden sposób jednak wiara nie przeszkadzała w kręceniu, więc nie powiem, że mam czas jaki mam, bo ludzie przeszkadzali czy coś w tym guście. To, że na Gliczarowie 2 razy zajechano mi drogę i musiałem wypiąć się przy 20% nachyleniu nie biorę za złośliwość, bo gdy nie ma się siły na pedałowanie przed siebie ciężko o to, żeby nagle zjechać na prawą stronę tylko dlatego, że ktoś krzyczy z tyłu "lewa". Cieszę się, że we wspomnianych sytuacjach popchnięto mnie do przodu przez kibiców czekających już na zmagania zawodowców, bo sam nie dałbym rady się wpiąć i rozpędzić od zera. Do mety już bez rewelacji. Może trochę się zawiodłem, że mam dość spory zapas sił na koniec, ale nie wiedziałem jak zareaguję na temperaturę i nie chciałem się zarzynać.

Za rok jestem na bank z nowym sprzętem, na który już zbieram, więc liczę, że przy podobnie przetrenowanym sezonie i zebranych doświadczeniach z tegorocznej edycji będzie o niebo lepiej.
Komentarze